środa, 6 lipca 2016

Wypadek


I
Słodki, beztroski uśmiech
Gdzieś znikł z twarzy
To co jeszcze tak nie dawno
Napędzało jego codzienną maszynę
Przestało mieć jakiegokolwiek kopa
Jego świt przykrył płaszcz mroku
Jedynie Pan zauważał piękno duszy
Zakochał się w niej, dostrzegł w niej
Małą cząstkę Siebie
I o świcie, w mroźny poranek
Poszła do niego a ciało zostało


II
Środek nocy, nie czujesz?
Na dworze blask latarni rozświetla biały padający śnieg
Do pokoju przez zamarznięte szyby dobiega szum wiatru
Każdy zapadł w bardzo głęboki, kamienny sen
Przyszedłem do Waszego pokoju
Widzę wszystko jest takie jak kiedyś tylko szare
Na komodzie telewizor, obok akwarium, ryby niespokojnie
Pływają na samym dnie, zegar na ścianie wskazówki zatrzymane
Odmierzają czas po wszystkim
W drugim pokoju jesteś Ty, niby śpisz a jednak czuwasz
Pogrążona w chorych myślach

III
O witaj bo witam Cię
Przyszedłeś więc domyślam się że mnie szanowałeś.
Poróżniło nas wiele spraw Ty pędziłeś jak burza miałeś wszystko
Ja cichy spokojny uczyłem się prawdziwego życia
Palisz światełko dla mnie, widzę smutek u Ciebie.
Zawsze udawałeś twardziela
A czasami myślałeś żebym się nie załamał
Może nawet próbowałeś poczuć się jak ja

IV
Po dłuższej chwili ujrzał jego oblicze
Nieskończenie piękne, dobre, sprawiedliwe
Gdy patrzyli wzajemnie na Siebie
Ze wzajemnego zachwytu oniemieli
Za to wszystko co spotkało go kiedyś
Pan dał mu jeszcze jedno życie
Idź i walcz o Swoje, osiągniesz jeszcze
Wiele dobrego

Brak komentarzy: