piątek, 11 października 2024

Rozmowa z samym sobą

"O czym marzysz? 

Nie wiem, jestem szczęśliwy. 

O miłości? 

EE, wyrosłem z tego nie ma miłości . Nie będę nikogo obarczał mną na starość, rozstania, nie nie chce się w kimś zakochać. 

To jaki jest sens życia wg ciebie? 

Nurkowanie i Pan Jezus

Możesz to rozwinąć?

Chce obecnie dużo w basenie nurać a kiedyś spróbować na wodach otwartych. I marze żeby jechać do Egiptu. Zwiedzić go, no i zanurkować tam, nie głęboko, do 2 m. Wiara też jest dla mnie strasznie ważna. Gdybym się dowiedział, że za 24 godziny skończy się świat, najpierw bym umówił się z Zibim na takie solidne, dlugie, rzeźnickie nurkowanie, potem poszedł bym na eucharistie. No a jak by zostało jeszcze czasu przy lampce wina cieszył bym się że żyłem tak jak ja chciałem a nie jak inni mi mówili.

                                       

                                                                                                                                                       5.10. 2024

sobota, 22 października 2022

Moje wynurzenie

1. Początek


Na początku byłem na IPON. Przez ponad 12 bardzo czynnie udzielałem się zarówno na portalu jaki na spotkaniach, zlotach. Najbardziej uwielbiałem zloty w Zakopanym, bo zawsze były jakieś fajne atrakcje. Na jesień 2012 prezes Jacek zaplanował wyjazd na termy do Bukowiny Tatrzańskiej. Jako osoba, która nie umiała pływać tylko siedziałem w wodzie z deską. Już wtedy w głowie pojawiło się marzenie, umieć swobodnie poruszać się wodzie. Lecz na tamtą chwile to nie było realne. Wieczorem przy grillu Jacek opowiadał, że ma stopień nurkowy i że rekreacyjnie nurkuje. Te opowieści były niesamowite jak również to że jest nurkiem bardzo mi zaimponowały i utkwiły w pamięci. I tak leciał zlot za zlotem aż w 2014 pojechaliśmy na walentynki do Huciska. Myślałem że to będzie kolejny zwykły zlot i nic się nie wydarzy… a jednak los jest szalony. Mój dobry kolega poznał mnie ze swoim znajomym Marcinem z Zabrza. Na pierwszy rzut oka fajny facet do pokera no i do „szklanki”. Lecz po jakimś czasie dowiedziałem się, że ma swój portal motoryzacyjny no i jest w stowarzyszeniu gdzie pływa i nurkuje. Po tym zlocie chyba raz rozmawialiśmy aż do wiosny.

Koniec maja, przed kolejnym zlotem w Zakopanem, Marcin zorganizował rajd po Zabrzu. Nie chciało mi się jechać, ale cóż ot tak pojechałem, żeby jakoś zleciała kolejna sobota. Było bardzo fajnie, z załogą fiata punto zajęliśmy trzecie miejsce w rajdzie po Zabrzu. Co więcej uderzyła mnie też atmosfera w stowarzyszeniu. Wszyscy się bardzo dobrze znali, żartowali no jak w rodzinie. Na koniec rajdu usłyszałem jak Ola (wolontariuszka) namawia Mariusza żeby spróbował pływać w Śląskim Stowarzyszeniu Niepełnosprawnych Płetwonurków. Zapytałem czy ja też mogę się uczyć pływać. Ale od razu w głowie padło pytanie „A jak do Zabrza dojedziesz?” Ola powiedziała tak „Widzimy się w październiku”, a będziesz ze mną jeździł. Nie widziałem że ten dzień zmieni moje życie o 180 stopni.

Tydzień po rajdzie pojechałem na zlot do Zakopanego. Bawiłem się świetnie lecz gdzieś w tyłu głowy myślałem jak to będzie od października, kiedy będę już jeździł na basen. Generalnie ten rok był najlepszym rokiem na IPON. Mieliśmy taką lokalną paczkę i prawie co tydzień jakieś wyprawy, Pszczyna, Bielsko Biała.

W 2014 roku było upale lato. Pod koniec lipca będąc na działce dostaje telefon od Marcina, że jutro jedziemy rano do Zabrza i będzie tam Jacek i idziemy na basen. Bardzo się ucieszyłem a zarazem bardzo się bałem

bo nie umiałem pływać nic a nic. Jacek to profesjonalista- zapewniał Marcin.

Niedziela, jesteśmy z Marcinem rano na Placu Krakowskim. Nagle podjeżdża Yariska, z bardzo głośną muzyką. Jacek wychodzi i do nas „Cześć miśki, idziemy popływać”, już go polubiłem za luz. Na basenie pływałem na brzuchu… EE to nie było pływanie, bo Jacek trzymał moją głowę i na płytkim byliśmy cały czas. Po basenie pojechaliśmy na smaczny obiad a potem na Pogorię IV. Sam Jacek tak mówi po latach:

Jacek Duszewicz: „Od tego czasu zrobiłeś gigantyczne postępy. Rzecz jasna na duży plus. Pierwszy raz miałem wielkie problemy ze zrozumieniem co tez mówisz Z czasem stało się to łatwiejsze poprzez wsłuchiwanie się. Nie możesz się poddać Wałcz do przodu tak Jak to robisz teraz Jestem z Ciebie dumny dajesz i spiralne dla innych z niepełnosprawnością jak i tych zdrowych”.

To był cudowny dzień, jeśli od października będzie tak, to ja chce już pływać.


Nigdy nie zapomnę pierwszych miesięcy pracy z Wojtkiem (instruktorem). Ja chciałem tylko się nauczyć pływać na plecach a Wojtek powoli uczył mnie pływać na brzuchu. Powoli wchodziły takie elementy jak płetwy, fajka, scyzoryki. Oczywiście były chwilę zwątpienia kiedy uczyłem się pływać w fajką. Moja niepełnosprawność jest taka, że mam duże problemy w oddechem. Lecz powoli, ciężkimi ćwiczeniami udało się to opanować w dostateczny sposób.



Wojtek Tulaja:

Na początku owszem, ćwiczyłam z Tobą a teraz od jakiegoś czasu już nie ale generalnie powiem tak - rozwój jest, postęp też jest. Jak się ćwiczy to po drodze trzeba rozwiązywać różne problemy. Ty wykazujesz dużą determinację. Jesteś wytrwały. Nawet jeśli nie od razu osiągasz to co chcesz to nie przestajesz pracować. I to jest najważniejsze. Postęp masz dzięki wytrwałości więc nie wolno upadać na duchu tylko nie przestawać ćwiczyć. I nie napisać się, by nie było jak u mnie, filiżanką

Rozwój mój szedł szybko a ja ponownie nabierałem wiary w siebie, że jeszcze góry mogę przenosić. Ta wiara, że jeśli na zajęciach bardzo powolutku robię takie postępy, to dlaczego by nie spróbować poprawy mowy u logopedy i w innych dziedzinach życia codziennego.


Komumikacja


Z moją mową było fatalnie, owszem mówiłem ale bardzo niewyraźnie. To się przekładało też na życie towarzyskie. Jak byłem na zlotach przez weekend potrafiłem powiedzieć 3 zdania na cały zlot(!). Gdy chciałem coś powiedzieć pisałem na telefonie zdania. Z jednej strony bardzo mnie cieszyły spotkania ze znajomymi, biesiady do rana. Lecz z drugiej strony czułem się gorszy niż wszyscy. Patrząc jak koledzy zawierają znajomości z dziewczynami ja serio czułem się koszmarnie, na marginesie. Co prawda, na pierwszych zlotach Asia logopeda mówiła idź do logopedy bo da się to poprawić, ale ja byłem przekonamy że jeśli jestem koło 30 to mięśnie są już tak zastane że nic już nie da się z tym zrobić, no i brak motywacji był straszny.

Teraz było inaczej, chciałem spróbować chociaż miałem obawy czy przy pierwszej wizycie nie usłyszę „Z tym już nic nie da się zrobić”. Po latach przyznam, że już po wyjściu z pierwszej wizyty ja byłem pewny, że przez ćwiczenia moja mowa się poprawi. I tak było. Moja dobra znajoma tak po latach to wspomina:

Milena Pikuła-Deptuła:

Jak Cię poznałam nie wiedziałam jak się zachować. Nie rozumiałam tego, co mówisz, ale było mi wstyd się przyznać. Czułam się tak, jak bym zawiodła. Dla mnie byłeś jak motyl w kokonie. Trzepotałeś, ale mało kto rozumiał po, co i czemu to robisz. Nie docierała prawidłowa treść i głos. Dzisiaj fruwasz. Mówisz, a ta mowa jest zrozumiała i jasna. Niekiedy czuję się tak jakbym znała Cię latami. Ale to przecież prawdziwa przemiana, którą niejedna osoba może Ci pozazdrościć. Ty udowadniasz, że zawsze trzeba walczyć o siebie. Jesteś tego najlepszym przykładem.”


Na zlocie walentynkowych jeszcze nie mówiłem, jak zawsze było to samo. Wiadomości sms do Mileny, że jestem do niczego, ona pocieszała mnie(bo co miała zrobić). Ale w sierpniu, to nie byłem ja. Przed samym zlotem tak zupełnie spontanicznie zdecydowałem się na rozmowę przez telefon z Mileną. No i zamurowało dziewczynę, ja mówiłem całkiem dostatecznie by zrozumieć. Wow, nie zapomnę tego nigdy. Ten wakacyjny zlot był już całkowicie inny niż poprzednie. Jechałem z zadaniem, którym sam sobie dałem. Z jak największą ilością osób zamienić chociaż parę zdań i siebie sprawdzić, czy rzeczywiście jest już chociaż trochę lepiej niż było. Tak było, każdy był w niemałym szoku że ja lepiej rozmawiam. Byłem z siebie dumny a przecież to była mowa na 30% bo nie było nawet roku jak ćwiczyłem.


Kurs:


Gdy przyszedłem do stowarzyszenia i jak ludzie na zajęciach nurkowali z sprzętem, dla mnie to byli herosi, którzy robią ekstremalną rzecz. Kolega Bartek, chłopak po MPD nurkuje, ale to nie było dla mnie, i wszystkim mówiłem twardo, że ja na bank nie chcę nurkować.

Był taki sezon, że dużo osób robiło kurs, ja na basen jeździłem z Marcinem Smolińskim, który ma dużą wiedzę o nurkowaniu i z jedną kursantką. Dojazd z Sosnowca do Zabrza i do domu to godzina, więc samochodzie nie było innego tematu jak nurkowanie. A jaki był mój pierwszy raz z butlą? No a dlaczego jestem na kursie? To przypadek bo na zajęciach pływałem z Marcinem i była wolna butla z noszakiem. „ Marcinie a mogę spróbować pływać z butlą?” To chodź. I zrobiliśmy dwie długości basenu. Od tego dnia wszystkie rzeczy, które do tej pory robiłem, wszystkie problemy, zloty IPON, samotność, momentalnie straciły sens, nie liczyło się nic. Byłem jak opętany by to robić cały czas. Zadawałem Marcinowi pytania i chciałem go godzinami słuchać. Ba, jak ja na zloty IPONu już nie chciałem jeździć, bo jak złapię katar to nie pojadę na basen, to ze mną było bardzo źle i nikt mi nie mógł już pomóc ??

Z tygodnia na tydzień dojrzewała we mnie myśl o kursie, chociaż wiedziałem że przez moje kłopoty z oddechem może się nie udać. Bałem się dmuchania maski, które nie wychodziło mi od zawsze. To było tak, mówiłem sobie rozsądnie, daj se spokój, nie dasz rady z oddechem i z maską. Ale po chwili mówiłem sobie Musisz spróbować jak się nie uda to nie, ale Ty będziesz miał czyste sumienie że spróbowałeś. Nie chciałem robić kursu na bardzo głęboko. Chciałem na nawet 2 m bo nawet na takiej głębokości czuje się to coś. Więc zapytałem Wojtka, czy jest taka opcja żeby robić kurs ale na dość małej głębokości. Jest, do 5 m nurek basenowy, Wojtek powiedział. Bardzo się ucieszyłem że jest taka opcja i będę robił kurs.

Październik kolejnego sezonu na basenie. Najpierw się wybiera instruktora. Ja od początku wiedziałem że to będzie Zibi. Zbyszek Zibi nie dawno dołączył do stowarzyszenia. To jeden z najlepszych na Śląsku instruktorów CMAS, jego wiedza, doświadczenie i ilość zabawek nurkowych zdumiewa. A jak sam kurs mi szedł? Chyba pobiłem rekord w długości trwania kursu, 3 lata to mi zajęło, bo chory byłem i przez pandemię baseny były pozamykane. A jak sam kurs mi szedł? A różnie, raz całkiem fajnie a nie kiedy tak, że tylko rzucić w pizdu to wszystko. O ile trymu jakoś się nauczyłem, wyciąg, wsadź automat, noo spoko, ale przedmuchiwanie maski-to jest przecież dla mnie to jest dramat. Ale na każdych zajęciach dawałem z siebie wszystko całe 110%. Aż w końcu udało się. Pod koniec zajęć Zibi powiedział że mam ten stopień, popłakałem się ze szczęścia. To nie znaczy, że jestem już taki super nurek. Wprost przeciwnie, muszę masę elementów ćwiczyć, żeby być coraz lepszym, i czuć się coraz pewniejszym w wodzie.

Oprócz tego, że robiłem kurs, poprawiałem mowę, ta pewność siebie była dość taka powiedzmy dostateczna, że postanowiłem iść w grupę ludzi zdrowych. W Sosnowcu działa taka wspólnota i jestem już tam 5 lat. Mówię wam, gdyby parę lat temu powiedział że mam iść do środowiska nie związanego z niepełnosprawnymi to bał bym się bardzo. Moi przyjaciele od początku(no oczywiście na początku nie wiedzieli jak się zachować, czy mi pomóc a jeśli tak to jak) nie widzą we mnie osoby chorej. Wymagają tyle samo co od każdej osoby. No i to daje mi kopa do ćwiczeń mowy, bo twierdza że coraz lepiej mówię.

Sport hartuje ducha, nie da się być nurkiem tylko raz w tygodniu. To wszystko się przekłada na całe życie. Przez ten sport poznałem swoje ciało, swoje możliwości psychiczne, bo wszystko jest w głowie. Nawet słaby ktoś, kto na oko nie poradzi sobie w wodzie jeśli w swojej głowie poukłada sobie wszystko po kolei i zrobi wizje jakiegoś ćwiczenia, rozbierze je na części pierwsze to gdy będzie go w praktyce wykonywał, po którymś razie uda mu to się.

Jeśli zrobiłem stopień w nurkowaniu to radzenie sobie życiowymi trudnościami to już banał :)

środa, 6 lipca 2016

Wypadek


I
Słodki, beztroski uśmiech
Gdzieś znikł z twarzy
To co jeszcze tak nie dawno
Napędzało jego codzienną maszynę
Przestało mieć jakiegokolwiek kopa
Jego świt przykrył płaszcz mroku
Jedynie Pan zauważał piękno duszy
Zakochał się w niej, dostrzegł w niej
Małą cząstkę Siebie
I o świcie, w mroźny poranek
Poszła do niego a ciało zostało


II
Środek nocy, nie czujesz?
Na dworze blask latarni rozświetla biały padający śnieg
Do pokoju przez zamarznięte szyby dobiega szum wiatru
Każdy zapadł w bardzo głęboki, kamienny sen
Przyszedłem do Waszego pokoju
Widzę wszystko jest takie jak kiedyś tylko szare
Na komodzie telewizor, obok akwarium, ryby niespokojnie
Pływają na samym dnie, zegar na ścianie wskazówki zatrzymane
Odmierzają czas po wszystkim
W drugim pokoju jesteś Ty, niby śpisz a jednak czuwasz
Pogrążona w chorych myślach

III
O witaj bo witam Cię
Przyszedłeś więc domyślam się że mnie szanowałeś.
Poróżniło nas wiele spraw Ty pędziłeś jak burza miałeś wszystko
Ja cichy spokojny uczyłem się prawdziwego życia
Palisz światełko dla mnie, widzę smutek u Ciebie.
Zawsze udawałeś twardziela
A czasami myślałeś żebym się nie załamał
Może nawet próbowałeś poczuć się jak ja

IV
Po dłuższej chwili ujrzał jego oblicze
Nieskończenie piękne, dobre, sprawiedliwe
Gdy patrzyli wzajemnie na Siebie
Ze wzajemnego zachwytu oniemieli
Za to wszystko co spotkało go kiedyś
Pan dał mu jeszcze jedno życie
Idź i walcz o Swoje, osiągniesz jeszcze
Wiele dobrego

poniedziałek, 4 lipca 2016

Śpiączka


Oni krzyczą, że zapadłem w śpiączkę
A ja osiągam błogi stan duszy
I nie zamierzam wracać do tego
Co się zdarzyło przed tym ułamkiem sekundy
Bo do tej pory byłem w śpiączkę
Tylko nikt tego nie zauważał

niedziela, 3 lipca 2016

Ojciec Adam

Jeszcze do niedawna myślałem, że chrześcijaństwo to nie dla mnie. Owszem, wierzyłem ale w sumie nic więcej nie dawałem. Baa, parę lat temu rozmawiałem z koleżanką, która pokazała mi wszystko w sposób ekstremalny. Po czym stwierdziłem, że to nie dla mnie. Nie chcę się umartwiać itp. Aż do czasu kiedy koleżanka z którą jeżdze na basen powiedziała, że jak jej ciężko, to słucha na yt o. Adama Szustaka. Zrażony próbami nawracania na siłę, wysłuchałem jednego psalmu i dałem sobie spokój. Jakoś przed końcem roku na FB pojawiło się wydarzenie z o Szustakiem, rekolekcje ‪#‎jeszcze5minutek‬. Jakoś przypadkowo włączyłem zapowiedź tego. O. Adam w luźny, zabawny sposób zapraszał na nie. Każdy odcinek był zbudowany w następujący sposób. Najpierw jakaś ciekawostka z życia np. o wózkach z marketach no i jak ten banalny fakt odnieść do duchowości. Cała seria jest bombowa- polecam. Ojciec kompletnie łamie myślenie o kościele. Słowo Boże mówi w taki sposób prosty, przystępny. Kolejne konferencje tylko otwierały mi oczy na to, żeby naszą wiarę na nowo. Spotkanie z nim w oko w oko to głębokie przeżycie.
Marcin Prokop, kiedyś powiedział, że kk jest jak ocean, i każdy kto chce, znajdzie coś dla siebie. Tak, pewnie ktoś powie, że jak wierzę to już słucham księdza z Torunia albo że mam beret mocherowy… Ja jednak wolę zdecydowanie to miejsce oceanu, gdzie nowi księża potrafią połączyć wiedzę która płynie z ewangelii z dzisiejszą rzeczywistością.

środa, 29 maja 2013

Takie tam


Doba ma 24 godziny, w tygodniu mamy siedmiokrotne powtórzenie ów tej godziny na zegarze. Ale jakoś ostatnio ten czas szybko leci. Dopiero był nowy, 2013 rok, a już mamy czerwiec, a nie oglądniemy się i zaś będziemy wnosić kieliszki z szampanem. We wrześniu stuknie mi 32 lata, ale ja nie czuje tego. A co właściwie czuję? Nie wiem, jestem chyba jeszcze małe dziecko, które przez tyle lat jeszcze nie dorosło. Wyznaję proste zasady, wierze w przyjaźń, mówię co myślę, ogólnie lubię prostotę. Może urodziłem się o jakieś 100-200 lat za późno? Zaraz, co ja mówię... wtedy nie było Black Sabbath, fali Norweskiego Black itp. to nie, nie chciałbym. Ale chciałbym mieszkać na wielkim pustkowiu z dala od cywilizacji. Mała chatka w ciemnym lesie, bez cudów techniki, bez zegarka bez kalendarza. Głupie? No, może i tak, ale poco żyć w świecie, w którym zasady, które wydają mi się tak oczywiste, tak naprawdę są obce, nikogo nie obchodzą. No co, denerwuje mnie pazerność ludzka, fałsz, brak honoru, dwulicowość.
Dziś wstałem jak zawsze, duszne słońce mnie oślepiło promieniami. Zaraz, zaraz, wstałem ale w jakim celu? Hmm, sam nie wiem, musiałbym pomyśleć. Śniadanie, kawa, praca, obiad, komp kolacja, spać. Taki kurde Dzień Świra ale naprawdę. Sensu brak, najmniejszego sensu. Ale co tam, jak i tak jest Git.
Dopijając kawę, słuchając Antyradia, wylewam Swe żale do Writera, bo tylko on mi nie powie, że pieprze bezsensu.


niedziela, 21 kwietnia 2013

Nagle

Nagle usłyszałem grobową ciszę
Cienie upadłych aniołów
Okrążyło moją smukłą sylwetkę
Z oczu Mych sinych od łez
Spłynęła czysta krew
Czas na spotkanie z przeznaczeniem
Iść tam, gdzie buntownicze dusze
Spotykają się na wieczną zabawę

czwartek, 28 lutego 2013

Człowiek


Człowiek to istota zgubna
Niby jest stworzony do bycia w stadzie
A w środku to zimny egoista
Podąża od setek wieków tą samą drogą
Popełnia wciąż te same błędy

czwartek, 20 grudnia 2012

Rok 2012

Jaki był dla mnie 2012 rok. Hmm, uważam go za dobry rok. Ciekawy w wydarzenia i te wesołe i te mniej. Mój Kuba odszedł, po chorobie. Kurde, niby to był tylko chomik, lecz do dziś i nim myślę. Ciocia odeszła po ciężkiej chorobie. Rak, na tego dziada nie ma rady...
Ale już kończe pisać o smutnych rzeczach i mówię o tym co mi dało wiele radości. No przede wszystkim moje opowiadanie o IPON w gazecie „Charaktery”. Pamiętam do dziś uczucie po zakupie gazety, duma i radość z samego Siebie. Dla takich chwil człowiek żyję. Ten rok to cztery zloty, dwa w moim ukochanym Zakopanym. Mam głęboką nadzieję. Że pomimo afery, którą dwie „Damy”(damy? Chyba sam nie wiem co piszę) rozpętały, zagościmy nie raz u Harnaśki.
A tak to wszystko po staremu. A. muszę wspomnąć o Mojej koleżance, która jest tak samo, a może jeszcze bardziej zakręcona na punkcie metalu. Na chwilę obecną jest to znajomość wirtualna, ale planujemy się spotkać w świecie realnym.

niedziela, 7 października 2012

Odejść


Odejść jest tak dziecinnie prosto
Wyjść nagle i zostawić wszystko
Zostawić po Sobie małą część
Głosu, zapachu, wspomnienie

piątek, 20 lipca 2012

Dla Kuby


Już przeszedłeś za tęczowy mostek
Tam nie ma bólu słońce oświetla zieloną polanę
Na której rośnie soczysta zieleń
Choć nie ma cię już ze mną, Mój mały diabełku
Będziesz zawsze w mojej pamięci, idź sam, ja jeszcze nie mogę
Mam tu coś do zrobienia ale czekaj na mnie
Na pewno kiedyś się tam spotkamy
Będziemy już zawsze razem

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Miasto


Gdzieś daleko za ostatnim morzem
Jest małe miasto zapomniane przez Boga
A nawet promienie słońca tam nie docierają.
Mieszkańcy tego miasta martwi za życia
Strach, samotność, ból, lęk, niepokój
Idą za nimi w krok w krok
W mieście, gdzie nie ma miłości
Bóg nie chce patrzeć, na ludzi
Którzy nie potrzebują już go

niedziela, 25 marca 2012

niedziela, 18 marca 2012

Ja


Ja, mała plamka na mapie świata
Ja, spalony słońcem życia kłos żyta
Zbędny element układanki
który został narzucony od górnie

środa, 9 listopada 2011

Moja przygoda z pewnym portalem

Na początku, gdy zakładałem internet, byłem stanowczym przeciwnikiem
jakichkolwiek znajomości nawiązanych w wirtualnym świecie. Wiele się mówiło, o różnych
przepadkach, że ludzie na czatach podają się za kogoś innego, niż są
naprawdę, ale chciałem mieć internet, by rozwijać swoją wielką pasje, jaką
jest muzyka. Ach, ile ja nocy nie przespałem tylko dlatego, że znalazłem
coś ciekawego o ulubionym zespole, lub teledysk. Po pewnym czasie, gdy
już wszystko co mnie interesowało przeczytałem, obejrzałem chyba tysiące
teledysków, zacząłem się zastanawiać, co dalej zrobić z wynalazkiem, który zrewolucjonizował sposób komunikowania się między ludźmi. Właściwie po co mi internet?-pytałem samego siebie...
Moja siostra pisała na różnych czatach a szczególnie na czaterii. W którąś
niedziele dałem się namówić na samodzielne wejście na czat do pokoju
dla niepełnosprawnych. Muszę przyznać, że spodobało mi się na tyle, by
stać się stałym bywalcem tego wirtualnego pokoju. Wszystko było ładnie, pięknie,
tylko dość często wchodziły różne osoby i strasznie wyzywały pozostałych użytkowników w tym również i mnie. Ponieważ nie lubię chamstwa i sam nie używam języka brukowego, strasznie bolało jak pisali o nas kaleki itp.
Któregoś dnia po takiej dość poważnej „akcji” kolega podał mi adres nowej, nieznanej strony mówiąc, żebym nie siedział tu. Ja wielce
ostrożny ze względu na wszelkie wirusy itp., pomyślałem że dał mi stronę
z wirusami. Lecz moja ciekawość wygrała. Kliknąłem na link, i moim oczom
pokazała się strona Internetowego Portalu Osób Niepełnosprawnych. Od
razu uderzyła mnie oprawa graficzne, ciepła, bardzo dużo różnych zdjęć
użytkowników, forum, na którym były ciekawe tematy oraz czat, na który
postanowiłem wejść.
I tak właśnie zrobiłem. Mimo, że było mniej osób niż na Interii, to
pierwszą rzeczą którą dało się wyczuć, to że osoby nie tylko znały się
„wirtualnie”, ale to były realne znajomości. I to właśnie zdecydowało, że
stopniowo wycofałem się z interii.
Początkowo było bardzo ciężko nawiązać znajomości, nawet przez chwilę
chciałem wrócić na Interie, ale kilka osób przekonało mnie, że z czasem
będzie lepiej. I było tak jak mówili. Im więcej pisałem, tym więcej osób
mnie rozpoznawało, powoli zawiązywały się pierwsze znajomości, które z
czasem przerodziły się w przyjaźnie. Nie lada wyzwaniem było pierwsze
regionalnie spotkanie w Katowicach, które odbyło się styczniu, czyli dwa
miesiące od wejścia na IPON. Pamiętam że bardzo się bałem, ale zarazem
byłem bardzo podniecony, że poznam osoby na żywo, które na czacie były
tylko nickami. Wszedłem do kawiarni, gdzie spotkanie się odbywało i
zostałem bardzo serdecznie przywitamy przez osoby, które były tam. Już
nie byłem dla nich tylko nickiem, ale równym kolegą.
Śmialiśmy się, rozmawialiśmy na różne tematy, między innymi o tym jak
powstał Ipon. Teraz, po tych latach, uważam że to spotkanie było jakimś
małym krokiem w samodzielność. Byłem bardzo szcześliwy i dumny z siebie,
że w ogóle odważyłem się na ten krok. Po spotkaniu już było mi łatwiej
pisać na czacie.
Z miesiąca na miesiąc czułem się coraz bardziej pewniejszy siebie,
miałem coraz więcej znajomych. Wszystko było pięknie, lecz gdzieś w
świadomości wiedziałem, że muszę zrobić jeszcze jeden krok w kierunku
dalszego rozwoju siebie samego.
Mianowicie jechać na zlot portalu. Na spotkaniach miałem możliwość zobaczyć kolegów tylko z danego regionu, a na zloty przyjeżdzają ludzie z całej Polski.
Znajomi z czatu przez dłuższy czas dość intesywnie namawiali mnie żebym jechał i dał się im poznać, lecz ja podchodziłem do tego sceptycznie. Aż w końcu mniej więcej dwa lata od wejścia na IPON, padła decyzja, „Tak, jadę na zlot”.
Dokładnie pamiętam uczucie jakie towarzyszyło mi rano w dzień wyjazdu. Byłem bardzo szczęśliwy ale jednocześnie pojawiała się obawa, jak ludzie, których znam z wirtualnego świata odbiorą mnie w rzeczywistym świecie. Mówię niewyraźnie, więc co będzie jak przez to zostanę wyśmiany i odtrącony przez grupę. Wszystkie negatywne myśli zniknęły już po przybyciu na miejsce zlotu. Szczerze nie spodziewałem się aż tak miłego i ciepłego przywitania przez „starych wyjadaczy”. Nawet jeden kolega przywitał mnie hasłem „Witaj na pokładzie”, wtedy naprawdę poczułem się o wiele pewniej. Przez cały pobyt czułem się wyśmienicie. Wspólne zabawy, rozmowy aż po świt sprawiły, że poczułem się jak w rodzinie. Lecz to co fajne szybko się kończy, tak szybko zleciał zlot. Bardzo ciężko było się pożegnać i wrócić do rzeczywistości.
Po przyjeździe do domu, jak już moje emocje opadły, poczułem w sobie, że na zlocie nie tylko poznałem ludzi, i wyśmienicie się bawiłem, ale z zakompleksionego chłopaka który jechał na zlot, powoli stawałem się bardziej pewniejszy siebie, który zaczyna pozbywać się własnych kompleksów. Również na zlocie poznałem osoby, które podobnie jak ja mają takie same gusta muzyczne, którymi już po powrocie do domu wymienialiśmy się na forum i czacie. Przed wyjazdem ktoś mi napisał, że jeśli raz pojadę na zlot, to już będzie mnie ciągło, aby jezdzić regularnie. I miał racje.
W tym miesiącu, mija 6 lat od kiedy zalogowałem się na IPON. I do tej pory, gdy jeżdze na zloty odczuwam taką samą adrealine jak w czasie mojego pierwszego zlotu, są samą radość z możliwości spotkań ludzi w rzeczywistym świecie. IPON stał się moją pasją i sposobem na życie

czwartek, 13 października 2011

Jacuś


Czujesz już milutkie ciepło, ogrzewa Twoje ciałko
Słyszysz, jak Twoi bracia wołają Cię do wiecznej zabawy
Powoli idziesz tam, za most, gdzie jest pole dorodnej kończyny
Dzięki Ci że byłeś u Nas, za chwile zabawy, uśmiechu
Myślę, że kiedyś Tam się spotkamy... :-)




środa, 12 października 2011

Mały Wojownik


Mały wojownik walczy do końca
A gra jest poważna
Mały wojownik, nie chce już iść za tęczowy mostek
Chociaż brak mu sił
Chce jeszcze chodź przez moment czuć
Miłość którą mu dałem

niedziela, 28 sierpnia 2011

Ja i Kuba


Dobrze jest Nam ze sobą w jednym domku
Ty wielki, chodź malutki indywidualista
I Ja, mały człowiek wrzucony w wielki wir życia
Jak bracia mamy wspólne cechy
Idziemy zawsze swą ścieżką,
Samotni, Ty z wyboru, Ja bo On tak chce
W dzień opiekuję się, daje Ci wszystko co potrzebujesz
Czyli wodę, jedzonko oraz spokojny sen.
Ale gdy po ciężkim dniu wracam już po zmroku do domu
Ty wypatrujesz mnie, jakbyś naprawdę martwił się o mnie
Wchodzę do pokoju, blask światła pada na Twój domek
I telepatycznie dajemy sobie znak, że wszystko jest ok :)

poniedziałek, 25 lipca 2011

Kim jest..

Kim jest Ta twarz, nikomu niepotrzebna
Kim jest Ta dusza, skazana na pustkę
Czym jest to serce, krwawiące z samotności
Czym są marzenia, marzenia które palą się na stosie zapomnienia
Przejść na tamtą stronę i zadać ból najbliższym
Pozostać, uśmiechając się, i umrzeć za życia

wtorek, 14 czerwca 2011

We dwoje

Jeśli pisana mi jest samotność
To tylko samotność we dwoje
Rano w milczeniu zjeść śniadanie
Bez słowa zanurzyć się w tłum
I iść prosto przed siebie
Po całym dniu pracy
Wrócić do domu w przekonaniu że
Ktoś, kto z niecierpliwością czeka
By podzielić się mijającym dniem