1. Początek
Na początku byłem na IPON. Przez ponad 12 bardzo czynnie udzielałem się zarówno na portalu jaki na spotkaniach, zlotach. Najbardziej uwielbiałem zloty w Zakopanym, bo zawsze były jakieś fajne atrakcje. Na jesień 2012 prezes Jacek zaplanował wyjazd na termy do Bukowiny Tatrzańskiej. Jako osoba, która nie umiała pływać tylko siedziałem w wodzie z deską. Już wtedy w głowie pojawiło się marzenie, umieć swobodnie poruszać się wodzie. Lecz na tamtą chwile to nie było realne. Wieczorem przy grillu Jacek opowiadał, że ma stopień nurkowy i że rekreacyjnie nurkuje. Te opowieści były niesamowite jak również to że jest nurkiem bardzo mi zaimponowały i utkwiły w pamięci. I tak leciał zlot za zlotem aż w 2014 pojechaliśmy na walentynki do Huciska. Myślałem że to będzie kolejny zwykły zlot i nic się nie wydarzy… a jednak los jest szalony. Mój dobry kolega poznał mnie ze swoim znajomym Marcinem z Zabrza. Na pierwszy rzut oka fajny facet do pokera no i do „szklanki”. Lecz po jakimś czasie dowiedziałem się, że ma swój portal motoryzacyjny no i jest w stowarzyszeniu gdzie pływa i nurkuje. Po tym zlocie chyba raz rozmawialiśmy aż do wiosny.
Koniec maja, przed kolejnym zlotem w Zakopanem, Marcin zorganizował rajd po Zabrzu. Nie chciało mi się jechać, ale cóż ot tak pojechałem, żeby jakoś zleciała kolejna sobota. Było bardzo fajnie, z załogą fiata punto zajęliśmy trzecie miejsce w rajdzie po Zabrzu. Co więcej uderzyła mnie też atmosfera w stowarzyszeniu. Wszyscy się bardzo dobrze znali, żartowali no jak w rodzinie. Na koniec rajdu usłyszałem jak Ola (wolontariuszka) namawia Mariusza żeby spróbował pływać w Śląskim Stowarzyszeniu Niepełnosprawnych Płetwonurków. Zapytałem czy ja też mogę się uczyć pływać. Ale od razu w głowie padło pytanie „A jak do Zabrza dojedziesz?” Ola powiedziała tak „Widzimy się w październiku”, a będziesz ze mną jeździł. Nie widziałem że ten dzień zmieni moje życie o 180 stopni.
Tydzień po rajdzie pojechałem na zlot do Zakopanego. Bawiłem się świetnie lecz gdzieś w tyłu głowy myślałem jak to będzie od października, kiedy będę już jeździł na basen. Generalnie ten rok był najlepszym rokiem na IPON. Mieliśmy taką lokalną paczkę i prawie co tydzień jakieś wyprawy, Pszczyna, Bielsko Biała.
W 2014 roku było upale lato. Pod koniec lipca będąc na działce dostaje telefon od Marcina, że jutro jedziemy rano do Zabrza i będzie tam Jacek i idziemy na basen. Bardzo się ucieszyłem a zarazem bardzo się bałem
bo nie umiałem pływać nic a nic. Jacek to profesjonalista- zapewniał Marcin.
Niedziela, jesteśmy z Marcinem rano na Placu Krakowskim. Nagle podjeżdża Yariska, z bardzo głośną muzyką. Jacek wychodzi i do nas „Cześć miśki, idziemy popływać”, już go polubiłem za luz. Na basenie pływałem na brzuchu… EE to nie było pływanie, bo Jacek trzymał moją głowę i na płytkim byliśmy cały czas. Po basenie pojechaliśmy na smaczny obiad a potem na Pogorię IV. Sam Jacek tak mówi po latach:
Jacek Duszewicz: „Od tego czasu zrobiłeś gigantyczne postępy. Rzecz jasna na duży plus. Pierwszy raz miałem wielkie problemy ze zrozumieniem co tez mówisz Z czasem stało się to łatwiejsze poprzez wsłuchiwanie się. Nie możesz się poddać Wałcz do przodu tak Jak to robisz teraz Jestem z Ciebie dumny dajesz i spiralne dla innych z niepełnosprawnością jak i tych zdrowych”.
To był cudowny dzień, jeśli od października będzie tak, to ja chce już pływać.
Nigdy nie zapomnę pierwszych miesięcy pracy z Wojtkiem (instruktorem). Ja chciałem tylko się nauczyć pływać na plecach a Wojtek powoli uczył mnie pływać na brzuchu. Powoli wchodziły takie elementy jak płetwy, fajka, scyzoryki. Oczywiście były chwilę zwątpienia kiedy uczyłem się pływać w fajką. Moja niepełnosprawność jest taka, że mam duże problemy w oddechem. Lecz powoli, ciężkimi ćwiczeniami udało się to opanować w dostateczny sposób.
Wojtek Tulaja:
Na początku owszem, ćwiczyłam z Tobą a teraz od jakiegoś czasu już nie ale generalnie powiem tak - rozwój jest, postęp też jest. Jak się ćwiczy to po drodze trzeba rozwiązywać różne problemy. Ty wykazujesz dużą determinację. Jesteś wytrwały. Nawet jeśli nie od razu osiągasz to co chcesz to nie przestajesz pracować. I to jest najważniejsze. Postęp masz dzięki wytrwałości więc nie wolno upadać na duchu tylko nie przestawać ćwiczyć. I nie napisać się, by nie było jak u mnie, filiżanką
Rozwój mój szedł szybko a ja ponownie nabierałem wiary w siebie, że jeszcze góry mogę przenosić. Ta wiara, że jeśli na zajęciach bardzo powolutku robię takie postępy, to dlaczego by nie spróbować poprawy mowy u logopedy i w innych dziedzinach życia codziennego.
Komumikacja
Z moją mową było fatalnie, owszem mówiłem ale bardzo niewyraźnie. To się przekładało też na życie towarzyskie. Jak byłem na zlotach przez weekend potrafiłem powiedzieć 3 zdania na cały zlot(!). Gdy chciałem coś powiedzieć pisałem na telefonie zdania. Z jednej strony bardzo mnie cieszyły spotkania ze znajomymi, biesiady do rana. Lecz z drugiej strony czułem się gorszy niż wszyscy. Patrząc jak koledzy zawierają znajomości z dziewczynami ja serio czułem się koszmarnie, na marginesie. Co prawda, na pierwszych zlotach Asia logopeda mówiła idź do logopedy bo da się to poprawić, ale ja byłem przekonamy że jeśli jestem koło 30 to mięśnie są już tak zastane że nic już nie da się z tym zrobić, no i brak motywacji był straszny.
Teraz było inaczej, chciałem spróbować chociaż miałem obawy czy przy pierwszej wizycie nie usłyszę „Z tym już nic nie da się zrobić”. Po latach przyznam, że już po wyjściu z pierwszej wizyty ja byłem pewny, że przez ćwiczenia moja mowa się poprawi. I tak było. Moja dobra znajoma tak po latach to wspomina:
Milena Pikuła-Deptuła:
„Jak Cię poznałam nie wiedziałam jak się zachować. Nie rozumiałam tego, co mówisz, ale było mi wstyd się przyznać. Czułam się tak, jak bym zawiodła. Dla mnie byłeś jak motyl w kokonie. Trzepotałeś, ale mało kto rozumiał po, co i czemu to robisz. Nie docierała prawidłowa treść i głos. Dzisiaj fruwasz. Mówisz, a ta mowa jest zrozumiała i jasna. Niekiedy czuję się tak jakbym znała Cię latami. Ale to przecież prawdziwa przemiana, którą niejedna osoba może Ci pozazdrościć. Ty udowadniasz, że zawsze trzeba walczyć o siebie. Jesteś tego najlepszym przykładem.”
Na zlocie walentynkowych jeszcze nie mówiłem, jak zawsze było to samo. Wiadomości sms do Mileny, że jestem do niczego, ona pocieszała mnie(bo co miała zrobić). Ale w sierpniu, to nie byłem ja. Przed samym zlotem tak zupełnie spontanicznie zdecydowałem się na rozmowę przez telefon z Mileną. No i zamurowało dziewczynę, ja mówiłem całkiem dostatecznie by zrozumieć. Wow, nie zapomnę tego nigdy. Ten wakacyjny zlot był już całkowicie inny niż poprzednie. Jechałem z zadaniem, którym sam sobie dałem. Z jak największą ilością osób zamienić chociaż parę zdań i siebie sprawdzić, czy rzeczywiście jest już chociaż trochę lepiej niż było. Tak było, każdy był w niemałym szoku że ja lepiej rozmawiam. Byłem z siebie dumny a przecież to była mowa na 30% bo nie było nawet roku jak ćwiczyłem.
Kurs:
Gdy przyszedłem do stowarzyszenia i jak ludzie na zajęciach nurkowali z sprzętem, dla mnie to byli herosi, którzy robią ekstremalną rzecz. Kolega Bartek, chłopak po MPD nurkuje, ale to nie było dla mnie, i wszystkim mówiłem twardo, że ja na bank nie chcę nurkować.
Był taki sezon, że dużo osób robiło kurs, ja na basen jeździłem z Marcinem Smolińskim, który ma dużą wiedzę o nurkowaniu i z jedną kursantką. Dojazd z Sosnowca do Zabrza i do domu to godzina, więc samochodzie nie było innego tematu jak nurkowanie. A jaki był mój pierwszy raz z butlą? No a dlaczego jestem na kursie? To przypadek bo na zajęciach pływałem z Marcinem i była wolna butla z noszakiem. „ Marcinie a mogę spróbować pływać z butlą?” To chodź. I zrobiliśmy dwie długości basenu. Od tego dnia wszystkie rzeczy, które do tej pory robiłem, wszystkie problemy, zloty IPON, samotność, momentalnie straciły sens, nie liczyło się nic. Byłem jak opętany by to robić cały czas. Zadawałem Marcinowi pytania i chciałem go godzinami słuchać. Ba, jak ja na zloty IPONu już nie chciałem jeździć, bo jak złapię katar to nie pojadę na basen, to ze mną było bardzo źle i nikt mi nie mógł już pomóc ??
Z tygodnia na tydzień dojrzewała we mnie myśl o kursie, chociaż wiedziałem że przez moje kłopoty z oddechem może się nie udać. Bałem się dmuchania maski, które nie wychodziło mi od zawsze. To było tak, mówiłem sobie rozsądnie, daj se spokój, nie dasz rady z oddechem i z maską. Ale po chwili mówiłem sobie Musisz spróbować jak się nie uda to nie, ale Ty będziesz miał czyste sumienie że spróbowałeś. Nie chciałem robić kursu na bardzo głęboko. Chciałem na nawet 2 m bo nawet na takiej głębokości czuje się to coś. Więc zapytałem Wojtka, czy jest taka opcja żeby robić kurs ale na dość małej głębokości. Jest, do 5 m nurek basenowy, Wojtek powiedział. Bardzo się ucieszyłem że jest taka opcja i będę robił kurs.
Październik kolejnego sezonu na basenie. Najpierw się wybiera instruktora. Ja od początku wiedziałem że to będzie Zibi. Zbyszek Zibi nie dawno dołączył do stowarzyszenia. To jeden z najlepszych na Śląsku instruktorów CMAS, jego wiedza, doświadczenie i ilość zabawek nurkowych zdumiewa. A jak sam kurs mi szedł? Chyba pobiłem rekord w długości trwania kursu, 3 lata to mi zajęło, bo chory byłem i przez pandemię baseny były pozamykane. A jak sam kurs mi szedł? A różnie, raz całkiem fajnie a nie kiedy tak, że tylko rzucić w pizdu to wszystko. O ile trymu jakoś się nauczyłem, wyciąg, wsadź automat, noo spoko, ale przedmuchiwanie maski-to jest przecież dla mnie to jest dramat. Ale na każdych zajęciach dawałem z siebie wszystko całe 110%. Aż w końcu udało się. Pod koniec zajęć Zibi powiedział że mam ten stopień, popłakałem się ze szczęścia. To nie znaczy, że jestem już taki super nurek. Wprost przeciwnie, muszę masę elementów ćwiczyć, żeby być coraz lepszym, i czuć się coraz pewniejszym w wodzie.
Oprócz tego, że robiłem kurs, poprawiałem mowę, ta pewność siebie była dość taka powiedzmy dostateczna, że postanowiłem iść w grupę ludzi zdrowych. W Sosnowcu działa taka wspólnota i jestem już tam 5 lat. Mówię wam, gdyby parę lat temu powiedział że mam iść do środowiska nie związanego z niepełnosprawnymi to bał bym się bardzo. Moi przyjaciele od początku(no oczywiście na początku nie wiedzieli jak się zachować, czy mi pomóc a jeśli tak to jak) nie widzą we mnie osoby chorej. Wymagają tyle samo co od każdej osoby. No i to daje mi kopa do ćwiczeń mowy, bo twierdza że coraz lepiej mówię.
Sport hartuje ducha, nie da się być nurkiem tylko raz w tygodniu. To wszystko się przekłada na całe życie. Przez ten sport poznałem swoje ciało, swoje możliwości psychiczne, bo wszystko jest w głowie. Nawet słaby ktoś, kto na oko nie poradzi sobie w wodzie jeśli w swojej głowie poukłada sobie wszystko po kolei i zrobi wizje jakiegoś ćwiczenia, rozbierze je na części pierwsze to gdy będzie go w praktyce wykonywał, po którymś razie uda mu to się.
Jeśli zrobiłem stopień w nurkowaniu to radzenie sobie życiowymi trudnościami to już banał :)